poniedziałek, 2 maja 2016



Jednym z działów na blogu będzie dział rekonstrukcyjny, który ma za zadanie opisać moje nieśmiałe początki z historią żywą.
Na dzień dobry - moje "wikińskie" środki perswazji.

TARCZA!

Choć poprzedni sezon w sumie się nie zakończył, to pierwsze hulanki na łąkach z narzędziami destrukcji można chyba uznać za rozpoczęcie kolejnego.

Nowa tarcza przeszła pomyślnie pierwsze treningi.
Trzeszczała, chrzęściła ale wytrzymała.
Muszę pochwalić kolegę za jakość jej wykonania, mimo że jest to tylko sklejkowa konstrukcja służąca do treningów, to jednak wygląda i sprawuję się przednio.




Mimo rady starszego kolegi by łapać ciosy na umbo i oszczędzać nowy nabytek starałem się jak mogłem żeby sprawdzić maksymalną odporność tarczy juz za pierwszym razem.



Rant tarczy wzmocniony jest grubą skórą, która w moim przypadku związywana jest w wielu miejscach ze sklejką. Plusem zabiegu "nici a nie nity" jest z pewnością waga samych nitów, których tu nie ma.
Minusem jest trwałość mocowania skóry, która to w starciu z np. toporami będzie pewnie doznawać większych uszkodzeń - będę obserwował i informował o wiekszych oznakach "korozji".







Mimo to, jestem zadowolony i z małej wagi i z dużej wytrzymałości tarczy która elastycznie odbija nawet silne ciosy.
Wspomniane wcześniej umbo kupione na allegro od użytkownika jurkov, to 3mm stal z czterema otworami na nity, świetnie chroniąca dłoń i odbijająca nawet silne bezpośrednie uderzenia.



Następnym razem opiszę krótko toporki ze zdjęcia poniżej, których używam od dłuższego czasu.
Tymczasem fotka z wiosennej hodowli uzbrojenia i świeżo wypączkowany drugi zestaw z mniejszą ale ważącą tyle samo (jeśli nie więcej) tarczą, używaną przez moją dziewczynę.





Brak komentarzy: